– Radosław, musimy poważnie porozmawiać.
Minę miał poważną, chód pewny, a trzaśnięcie drzwiami zamaszystym gestem dopełniło jego aktorską grę. Gdybym go nie znał, chyba bym się zestresował. Remek był z wykształcenia aktorem i uwielbiał się zgrywać. Rozmawialiśmy często używając sarkazmów, a także prowokacji. Przyznam szczerze, spotkania z nim były świetną zabawą i intelektualnym wyzwaniem.
– Remku, Remku! A cóż to się stało, że wpadasz do mnie z takim niepokojem?
Nie ukrywam, wczułem się w rolę. Nawet wstałem i uniosłem dłoń, niczym rzymski posłaniec. Chwila ciszy, a później wybuchliśmy śmiechem. Serdecznym gestem zaprosiłem go do biura. Usiadł na fotelu, dziarsko się uśmiechnął, po czym, zupełnie zmieniając energię powiedział głębokim, spokojnym głosem:
– Cześć. Dobrze Cię widzieć.
– Ze wzajemnością. O czym dziś gadamy?
– Zwalniałeś kiedyś człowieka?
– Zdarzyło się.
– Chcę dziś o tym porozmawiać.
– A więc słucham.
– Ta historia zaczęła się tak…
Rozsiadł się głęboko w fotelu, założył nogę na nogę niczym filozof czy myśliciel (a skarpetki miał nie do pary) i patrząc gdzieś za moimi plecami wytężył umysł by stworzyć dzisiejszą opowieść. Ciekawe, co przyniesie to spotkanie? Nie mogłem się doczekać.
– Pamiętasz, jak opowiadałem Ci o Piotrku, naszym managerze?
– Pamiętam dokładnie. Jest Twoim kumplem z dzieciństwa i z tego co opowiadałeś, świetnie się sprawdzał w swojej roli w Twojej firmie. Ludzie go słuchali, byli samodzielni, wytwarzał wokół siebie dobrą atmosferę i uwielbiał z Tobą pracować. Czy o czymś zapomniałem?
– W punkt! 10 punktów dla Gryffindoru!
– No to co z Piotrkiem? Czemu o nim wspominasz?
– Bo powiedział mi ostatnio coś, co nie przestaje za mną chodzić i nieco mnie zmartwiło.
Spojrzałem na niego wymownie i dłonią wskazałem, by mówił dalej:
– Powiedział, niby przez żarty, ale wprost: “Ostatnio z zespołem doszliśmy do wniosku, że tak w zasadzie to nie jesteś tu potrzebny. Poradzilibyśmy sobie sami.”
Chwilę się zastanowiłem. Powiedział to tak, jakby trochę go to zmartwiło, a z drugiej strony, padło zbyt mało kontekstu by wyciągnąć jakiekolwiek konstruktywne wnioski. Spojrzałem na niego, uniosłem ramiona i opuściłem je w geście obojętności, pytając: – i to wszystko?
– Myślałem, szczerze mówiąc, że jakoś to skomentujesz. – Odpowiedział nieco zawiedziony
– Nie jestem tu od komentowania, tylko dociekania prawdy. Opowiedz coś więcej, to może czegoś ciekawego się jeszcze dowiemy.
– To co powiedział było trochę niemiłe. Poczułem się niepotrzebny, jakby ktoś mnie właśnie zwolnił. Paradoksalnie, jakby z firmy zwolniono szefa!
– Myślisz, że miał takie intencje?
Musiał chwilę się zastanowić. To był ten złoty moment rozmowy, w której zmienia się perspektywa widzenia spraw i nagle zainwestowane emocje zdają się być kompletnie nieadekwatne do poniesionych kosztów. Niby tak błaha sprawa, a widać było, że zrobiła na nim ogromne wrażenie.
– Nie pomyślałem o tym w ten sposób.
– Dawno to było?
– Jakiś tydzień temu.
– I chodziłeś z tą urazą siedem dni, zamiast z nim o tym porozmawiać?
– Tak w zasadzie to… tak.
– Yhm… i co teraz? Co planujesz z tym zrobić?
– A co powienienem?
– A co powienieneś?
______________
To jest fabularny blog trenerski, a przytoczone historie mogą zawierać elementy prawdziwe, ale nie muszą.