Kiedy ktoś zbliża się do mojego biura, słyszę go z daleka. Tętent kroków roznosi się głuchym echem po korytarzu i zwiastuje zbliżającego się gościa. Tym razem rytmiczny stukot był nietypowo głośny i jak się miało chwilę później okazać – zmienił bezpowrotnie tę historię.
Napisał do mnie smsa. Chciał umówić się na serię spotkań mentoringowych. Podpisał się: Michał R. Po krótkiej wymianie smsów umówiliśmy termin spotkania: środa, 10:00.
Teraz była środa, dokładnie 9:58.
Lubię w życiu determinować sytuacje, które mogą przypominać scenę z filmu. Pod tym względem celuję raczej w komedie romantyczne. Dlatego i tym razem, w sposób typowy dla takiej “filmowej sceny” podszedłem do drzwi by otworzyć je tuż przed tym, zanim mój gość do nich zapuka. Lubię obserwować ich zaskoczone miny i wiszącą w powietrzu dłoń gotową na pierwsze uderzenie. To zawsze jakiś powód do uśmiechu i naturalnego small talku.
I tym razem poderwałem się z krzesła, wyczekując do ostatniej chwili, by dynamicznie otwierając drzwi, przywitać swojego przybysza:
– Dzień dobry Mich…. o, dzień dobry pani… – Odpowiedziałem nieco zmieszany na widok kobiety stojącej u progu. Czyżbym zaliczył właśnie małe faux paux? Zapytałem sam siebie w myślach. – Przepraszam, oczekiwałem kogoś innego – wydusiłem szybko, tłumacząc się z dziwnego zachowania – czy Pani może do mnie?
– Pan Radosław? – Zapytała dla pewności, jakby lekko zmieszana.
– Tak, to ja.
– Bardzo Pana przepraszam. Michał nie przyjdzie, ale jestem ja. – Dodała szybko, po czym przekroczyła drzwi biura.
Była młodą, ale dojrzałą kobietą. Bardzo zadbaną. Jej ubiór pasowałby do managerki w jakiejś amerykańskiej korporacji. Błękitna koszula komponowała się z dużymi, niebieskimi oczami i długimi, blond włosami. Dobrze dopasowane jeasny z wysokim stanem rysowały zdrowe kształty, które starała się podkreślić butami na szpilkach. Nie mnie oceniać gusta, ale te futrzaste pomponiki na ich czubku nieco psuły cały efekt, który komponowałby się z moimi własnymi preferencjami. A może to ma coś o niej mówić? Jeszcze tego nie wiedziałem. Zwróciłem natomiast uwagę na jedno: jej oczy błyszczały, jakby chciały dziś zapłakać.
– Zacznijmy po kolei. Jak to się stało, że zamiast Michała jesteś Ty? – Zapytałem gdy tylko usiedliśmy naprzeciwko siebie przy długim stole.
– Tak naprawdę, to nie ma żadnego Michała…
– Nie rozumiem?
– Napisałam do Ciebie podszywając się pod imię mojego byłego chłopaka – A mówiąc to w jednej chwili spaliła się rumieńcem na kolor bordowo-buraczany.
– Niezła historia! Tylko po co? – Zapytałem, uśmiechając się szczerze.
– No bo czytałam, że pracujesz z mężczyznami i nie byłam pewna, czy z kobietami też, a bardzo zależało mi na tym, żeby się z Tobą spotkać. Od jakiegoś czasu obserwuję Cię na Linkedin i bardzo trafiają do mnie Twoje historie. Myślę, że mnie zrozumiesz.
– Cóż… traktuję to jak komplement! Dziękuję Weroniko. A teraz wiedz, że chętnie z Tobą popracuję, jeśli tylko zechcesz powiedzieć, z czym dziś do mnie przychodzisz? Opowiedz coś o sobie. – powiedziałem najbardziej otwartym tonem jaki tylko potrafiłem z siebie wykrzesać i przyjąłem pozycję słuchacza zapominając o całym nietypowym zajściu.
Weronika była managerką w dużej, polskiej korporacji. Pracowała tam od 9 lat i z tego co opowiadała, praca pochłonęła ją w całości. Była to jej pierwsza praca, a ponieważ miała bardzo wysokie poczucie obowiązku i lojalności wobec ludzi, lata leciały, zaliczała kolejne awanse, chociaż z założenia przyszła tam tylko “na chwilę”, zobaczyć, czy odnajdzie się w korporacyjnym świecie. Jako manager odpowiadała za dział sprzedaży, w którym zaczynała swoją przygodę w tej firmie.
– Słuchaj Radek… – zaczęła dość niepewnie – Jesteś pierwszą i jedyną osobą, której o tym powiem, ale dłużej nie wytrzymam, jeśli z kimś o tym nie porozmawiam. Dłużej tak nie mogę.
– Powiedz, nie oceniam. – dodałem ostrożnie, patrząc na jej zanoszące się łzami oczy
– Nie wiem jak to się stało, ale trwa to już od kilku miesięcy…
Trzęsły się jej ręce. Była spięta, a jej bezradnym ciałem targały dziwne mikro wstrząsy. Splecione dłonie wcierały palce w skórę z ogromną siłą. Bardzo się męczyła, walcząc ze swoim poczuciem wstydu i zawodu. Wyartykułowanie odpowiednich słów było dla niej udręką, ale widziałem, że jej gotowość z każdą sekundą rosła. W końcu wydusiła to z siebie:
– Mam problem z alkoholem. Zaczęłam pić przed pracą by znieść tę presję. Jest mi tak wstyd! – Jej twarz w jednej chwili zestarzała się o jakieś dziesięć lat, a chwilę później oczy zalały się jej łzami. Twarz zniknęła za drżącymi dłońmi.
Trudny case. Zacząłem spokojnie, starając po ludzku dodać jej otuchy. Podobna sytuacja zdarzyła mi się kiedyś w rozmowie z przyjacielem i postanowiłem iść za tym doświadczeniem. Spytałem:
– Weronika, będąc z Tobą szczery – nie wiem, czy jestem właściwą osobą, z którą powinnaś o tym rozmawiać. Ale skoro tu jesteśmy i zdecydowałaś się mi zaufać, to chciałbym zadać Ci pytanie, które jako pierwsze przychodzi mi w tej chwili do głowy: Co jest dla Ciebie trudniejsze: presja, którą musisz znosić, czy to, że pijesz by sobie z nią poradzić?
Spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Przypominała skrzywdzone dziecko, ale ten widok mimo wszystko budził nadzieję. Pytanie drenowało jej umysł i ciało. Zapadła cisza, a trwała ona dłuższą chwilę. W takich momentach każde 10 sekund jest jak wieczność. Ale cisza to dobry objaw, ważna przestrzeń.
– Jeśli masz ochotę milczeć, wiedz, że to jest ok. Nigdzie się nam nie spieszy. – Dodałem, by zdjąć z niej presję głośnych uderzeń wskazówek zegara. W końcu zebrała się wreszcie w sobie i powiedziała:
– Masz rację. Alkohol to tylko konsekwencja chorych ambicji mojej przełożonej. To wszystko to jest jakiś koszmar, z którego dawno powinnam była się wypisać…
Czy to będzie historia z happy endem? Cóż, życie pokaże. Po pierwszej konsultacji entuzjazm Weroniki był bardzo duży. Teoretycznie już tu, w gabinecie, podjęła decyzję o rezygnacji z pracy i wyjeździe do przyjaciółki do Portugalii by odpocząć, nabrać dystansu do całej sytuacji i zacząć wszystko od nowa. Zdała sobie sprawę, że od dawna ma wszystko czego potrzebuje, by móc powiedzieć “pass”. Zabrakło tylko decyzji.
Czy wystarczy jej sił?
Czy nie zabraknie odwagi?
Czy zamieni słowa w czyn?
Nie pozostało nic, tylko czekać na rezultaty, które poznam na kolejnej sesji. Niesamowita historia i kolejne pouczające doświadczenie.
Czego jeszcze nauczy mnie praca z ludźmi w świecie biznesu?
______________
To jest fabularny blog trenerski, a przytoczone historie mogą zawierać elementy prawdziwe, ale nie muszą.
Masz ochotę porozmawiać o swoich zawodowych wyzwaniach? Poukładać sobie sprawy na nowo?
Umów się na konsultację: https://radoslawkozal.pl/produkt/konsultacja-indywidualna/