You are currently viewing Wyjątkowy przypadek na dworcu w Warszawie.

Wyjątkowy przypadek na dworcu w Warszawie.

Warszawa, Dworzec Gdański. Idę kolejnym tunelem, a potem schodami i znowu tunelem by wreszcie… znaleźć poczekalnię. Mam odjazd za godzinę, więc zgodnie z wcześniej założonym planem zmierzam na dworzec by coś zjeść. I plan ten byłby niemal doskonały, gdyby nie fakt, że tutejszy dworzec okazał się być miejscem zapomnianym przez czas – powiedziałbym dyplomatycznie, że jest nowy od lat 70-tych.

„Całkiem miło znaleźć się w przeszłości”, pomyślałem, kierując się z entuzjazmem do wyjścia w poszukiwaniu jakieś restauracji w okolicy, ale mój instynkt przetrwania pod tytułem „jestem głodny” zaalarmował wespół z Google Maps, że jedyne miejsce z jedzeniem, które znajduje się w okolicy to tylko stara buda z napisem „kebap” w narożniku dworca. Taka wiecie, z obskurną i brudną tablicą, na której ceny produktów przykleja się tu konsekwentnie od kilku (nastu) lat bez odrywania wcześniejszych. Wyobrażam sobie, że w środku, na jednym ze stolików śpi jakiś bezdomny, albo umęczony życiem alkoholik, a obsługa, przyzwyczajona do tego typu scen traktuję to jak zupełną normę, krojąc beznamiętnie kolejną porcję podłej jakości mięsa.

Jednak burczący z głodu brzuch podejmuje za mnie decyzję. Nie ma wyboru – wchodzę.

Moje wyobrażenia niewiele różnią się od rzeczywistości. Bezdomny jeszcze nie przyszedł, ale facet śpiący z browarem w ręku siedzi. Jest na szczęście nieszkodliwy. W sumie, to nawet mi nie przeszkadza. Tymczasem za ladą młody jegomość przyjął moje zamówienie i zaprosił do drugiego, podłużnego stolika. Tak w zasadzie to oprócz jedynego, zajętego już przez pana z kuflem stoliczka oraz podłużnej ławy nie ma tutaj innych opcji by zjeść na miejscu.

Usiadłem przy stole i czekam. W tym czasie scrollowanie Social Mediów nieco uśpiło moją czujność i nawet nie zauważyłem jej wejścia.

„Ona” lub też „Ta pani” to około 40-45-cio letnia kobieta, która przysiadła się do podłużnego stolika w oczekiwaniu na swoje zamówienie. Była dość tęgiej postury, na głowie miała własnoręcznie robiony beret, a z plecaka, który właśnie z siebie zdjęła wyciągnęła włóczkę i druty, na których za chwilę zacznie dziergać swoje kolejne dzieło. Twarz ma promienną, policzka rozgrzane. Tworzy wrażenie miłej kobiety. Ciepłym głosem przywitała się ze mną podczas dosiadania do podłużnego stołu:

– chyba chwilę przyjdzie nam tu razem spędzić! – Zagadała.
– Najwyraźniej! – Odwzajemniłem uśmiechając się.

Odłożyłem telefon by dać oczom odpocząć. Siedziałem i przyglądałem się ciekawsko jej pracy. To był naturalny odruch w tej sytuacji. Nie przeszkadzało jej to, zresztą… była myślami gdzieś daleko, kiwając się lekko od prawej do lewej, nucąc jakąś mantrę. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawę z tego, że jej nucenie da się usłyszeć. Po dłuższej chwili, nagle się do mnie odezwała:

– czym się pan zajmuje, jeśli można wiedzieć?
– w sumie to mam dwa zawody. Można powiedzieć, że jestem fotografem i psychologiem w bardzo dużym uproszczeniu
– to bardzo ciekawe – odpowiedziała szczerze – Jest pan terapeutą?

– w zasadzie bardziej trenerem mentalnym
– a na czym to polega?
– tak naprawdę… na rozmowie i poszukiwaniu rozwiązań zamiast skupiania się na problemie

– o, to bardzo ciekawe! Kiedyś o tym słyszałam, ale nie za bardzo rozumiem jak to działa, szczerze mówiąc… – odpowiedziała prostolinijnie
– chce Pani spróbować? – Zaproponowałem spontanicznie, w sumie nie wiem co mnie pokusiło
– tak tutaj, teraz?! – Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem w swoich błyszczących oczach

– może nie będzie to kompletna konsultacja czy trening, ale chętnie pokaże Pani o co w tym chodzi. To co, próbujemy?
– No dobrze… – powiedziała niby bez przekonania, ale jednak z uśmiechem o ucha do ucha

– No to jedziemy, Pani…
– Ewa, Ewa Nowak
– możemy mówić do siebie nie Ty?
– jasne
– Radek
– Ewa
– a więc Ewa. Proste pytanie: jest coś w życiu, co chciałabyś zrobić, zmienić lub poprawić? Najlepiej, żeby to było coś małego, nieskomplikowanego na potrzeby naszej rozmowy.

– Chciałabym schudnąć – powiedziała bez zastanowienia. Na tyle bez zastanowienia, że zauważyłem, że się zarumieniła jeszcze bardziej, niż była dotychczas.

– to dość duży temat, ale dobrze, uprośćmy go maksymalnie, dobrze?
– dobrze
– co dla Ciebie oznacza schudnąć? Co przez to masz na myśli?
– No tak chociaż z 5kg bym chciała schudnąć żeby udowodnić sobie, że potrafię
– ok, 5kg, rozumiem. A to dla Ciebie dużo? Te 5kg? Odchudzałaś się do tej pory?
– nie za bardzo. Po 3-ciej ciąży, czyli 10 lat temu mocno przytyłam i tak już zostało. Trochę się ruszam, czasami chodzę po górach, ale to chyba za mało. Z resztą rozmawiamy o odchudzaniu w oczekiwaniu na kebaba, więc to trochę mówi samo za siebie…

– Nie oceniam tego. Może jedzenie to jeden z czynników, które można zmienić, nie wiem.. Co Ty o tym myślisz? Co jeszcze może wpływać na to, że chcesz zrzucić 5kg? – miało być bez wchodzenia w szczegóły, ale czułem, że to właściwe pytanie w tej chwili
– wiesz Radek, tak w zasadzie to jest wiele czynników, które składają się na to, że wyglądam dziś jak wyglądam..
– na przykład jakie?
– no na przykład takie, że od kilku lat się nie badałam, że się nie wysypiam, że za dużo jem, że w pracy mam dużo stresu przez mojego kierownika, że rozstałam się niedawno z mężem…

„Szybko poszło”, pomyślałem. Tak wiele wątków kazało mi się na chwilę zatrzymać.

– dziękuję, że się tym ze mną podzieliłaś. Zróbmy chwilę przerwy. Jak się teraz z tym wszystkim czujesz?
– kurcze, dobrze. Jakoś tak… jak powiedziałam to na głos, to czuję się lżej. – Uśmiechnęła się.
– O co najmniej 5kg? – Zapytałem z uśmiechem. – Widzisz… rozmawiamy sobie tylko, a pojawiło się tyle wątków, mimo, że mieliśmy rozmawiać tylko o zrzuceniu 5kg. Wyobrażam sobie, że każdy z tych wątków jest dla Ciebie ważny na swój sposób. Trening mentalny z jednej strony już trwa, bo rozmawiamy o Twoich potrzebach, a one determinują cele. Gdybyśmy chcieli pójść dalej, poszukiwalibyśmy rozwiązań dla każdego z tych wyzwań – poprzez rozmowę, być może jakieś ćwiczenia… Zostało nam kilka minut zanim pójdę na swój pociąg. Czy chciałabyś jeszcze teraz, na szybko, porozmawiać o którymś z poruszonych obszarów?

Czas faktycznie szybko zleciał, a mój pociąg nie chciał czekać. Pogadaliśmy jeszcze chwilę w życzliwej atmosferze i pożegnaliśmy się z szerokim uśmiechem. Ewa wyszła z tego miejsca na pewno lżejsza mentalnie. Co najmniej o 5kg.

Czy wróci? Nie wiem, nie oczekuję tego.
Czy jej pomogłem? Nie wiem, wszystko w jej rękach.
Czy było warto? Rozmawiać zawsze warto.

Kto by pomyślał, że w tak obskurnym miejscu można nie tylko dobrze zjeść, ale znaleźć także ciekawego towarzysza do rozmowy.

______________

To jest fabularny blog trenerski, a przytoczone historie mogą zawierać elementy prawdziwe, ale nie muszą.

Umów się ze mną na coaching:
https://radoslawkozal.pl/produkt/konsultacja-indywidualna/

Dodaj komentarz