You are currently viewing Historia mężczyzny z brakiem rozmowy w tle.

Historia mężczyzny z brakiem rozmowy w tle.

To był intensywny dzień. Zegar wskazywał 19:07, co oznaczało, że od jakiś 37 minut powinienem być już w domu. W pośpiechu zamknąłem laptopa, zgasiłem lampkę nad biurkiem i… zadzwonił telefon. Numer mi nieznany: „albo fotowoltaika, albo klient” – pomyślałem. Obstawiając pierwszy scenariusz odebrałem niechętnie:
– „halo, słucham..?” – zapytałem tonem równie miłym co pani z okienka w jakieś spółdzielni mieszkaniowej
– „dobry wieczór, przepraszam, że przeszkadzam” – odpowiedział nieznajomy głos tonem, z którego dało się wyczuć pewną nieśmiałość i roztrzęsienie – „czy pan Radosław?” – dokończył myśl nieznajomy głos
– „tak, oczywiście”. Odpowiedziałem najbardziej profesjonalnie jak tylko potrafiłem. Nawet na krześle usiadłem prosto w geście szacunku do mojego rozmówcy. „W czym mogę Panu pomóc?”

– „Robert Niedolski z tej strony” – odezwał się nieznajomy głos, który miał już teraz imię i nazwisko. „Moja żona kupiła mi do Pana kiedyś voucher, którego nie wykorzystałem. Ale teraz bym chciał wykorzystać, dość pilnie, czy znalazłby Pan dla mnie czas?”

Sytuacje w której klienci dzwonią nie zdarzają się często, zwykle piszą smsy lub maile, a ja oddzwaniam. Tym razem było inaczej i od razu wyczułem, że potrzebna jest interwencja. W tym ułamku sekundy, gdy intuicyjna myśl kazała mi sięgnąć po kalendarz, zacząłem powoli mówić do telefonu: – „Tak, oczywiście, już sobie przypominam. Już sięgam po kalendarz…” Chciałem zagrać nieco na zwłokę, ale Pan Robert szybko wszedł mi w słowo
– „A byłaby szansa jeszcze dziś? Zapłacę dodatkowo jeśli trzeba.”

Jego głos w słuchawce umilkł w oczekiwaniu, a ja razem z nim. To nie była typowa sytuacja i miałem tego świadomość. Nie jestem terapeutą, nie prowadzę interwencji kryzysowych, nie mam takich kompetencji. „Co mam zrobić?” pytałem sam siebie bo nigdy nie miałem takiej sytuacji. Biłem się z myślami. Na szali była pomoc człowiekowi wraz z pewną dozą nieumiejętności i niekompetencji z mojej strony. Postanowiłem od tego zacząć.
– „Panie Robercie, czy może mi Pan zdradzić powód tak pilnego spotkania? Nie wiem, czy posiadam kompetencje do sprawy, z którą się Pan zgłasza. Zechciałby Pan uchylić rąbka tajemnicy z jaką nadzieją chce się Pan pojawić w moim gabinecie?”

Chwila ciszy. Dość długa, a przynajmniej tak mi się wydawało, ale po chwili wreszcie doczekałem się wreszcie odpowiedzi:
– „bo widzi Pan… żona dała mi ten voucher dawno temu jako zachętę do zmian, czyta pana bloga. Na początku, przyznam szczerze, bardzo mnie tym zdenerwowała, bo poczułem się jakbym był jakiś chory, czy coś. Ale dziś coś we mnie pękło i pod wpływem impulsu do pana zadzwoniłem. Chyba potrzebuję zmian i intuicyjnie wybrałem Pana”. Mówił teraz tonem bardziej zdecydowanym, spokojniejszym i odważniejszym. Nie chciałem zadawać zbędnych pytań przez telefon, dlatego zgodziłem się na to spotkanie. Jeszcze dziś, o 20:00.

_____

Robert wszedł do gabinetu. Omówiliśmy kontrakt spotkania, przeszliśmy „na Ty” i zaczęliśmy sesję. Miał na oko 44 lata, dzieliła nas spora różnica wieku. Dla mnie to nie problem, ale z jego strony dało się wyczuć jakiś dyskomfort i dystans. Chyba po prostu spodziewał się kogoś innego jako swojego rozmówcy. Dlatego od początku opowiedziałem mu historię o sportowcach – jego rówieśnikach – których nieraz przepędziłem po górkach jak młodych. Pośmialiśmy się i szybko złapaliśmy wspólny język. Mogliśmy przejść do meritum.

Robert był ciekawym człowiekiem. Całkiem zadbanym, bez „brzuszka” jak większość jego rówieśników. Pachniał perfumem z drzewa sandałowego, bardzo przyjemnie i specyficznie zarazem. Ubrany w błękitną koszulę i eleganckie spodnie – jak profesjonalista. Opowiedział mi, że dorobił się pieniędzy ciężką pracą i bystrą głową. Handlował jakimiś maszynami. Pracował już niemal 30 lat i sporo jeździł po świecie. Całym świecie. Nie miał dzieci bo tak zdecydowali z żoną Marią dawno temu. Kiedy opowiadał o swojej pracy promieniał i często widziałem na jego twarzy uśmiech. – „chyba lubisz swoją pracę, co?” Zapytałem i chwilę później dodałem: „co Cię w niej kręci najbardziej?”

Nie musiał długo się zastanawiać: – „wiesz, zawsze bardzo dbałem o to, by w pracy się nie nudzić. Dlatego tak pokierowałem biznesem, by ciągle uczyć się nowych rzeczy. A najbardziej życia uczą podróże”. Na chwilę się zatrzymał, chyba nie był nawet tego świadomy. Wziął wdech i z lekkim westchnięciem dodał: „Dlatego często podróżuję po świecie i to jest coś, co mnie kręci”. Gdy to powiedział, jego twarz jakby nieco posmutniała lub co najmniej zobojętniała, a ja intuicyjnie do tego nawiązałem:
– Robert nie wiem jeszcze dlaczego tu przyszedłeś, ale w Twoim tonie głosu wyraźnie poczułem, że coś się zmieniło. Czy może to coś, z czym dziś do mnie przychodzisz?

Zwykle nie przechodzę do meritum takim skrótem, ale to nie była zwykła sytuacja. Jeszcze 40 minut temu nie miałem pojęcia o Robercie, a teraz siedział naprzeciwko mnie i opowiadając swoją niesamowitą historię nagle posmutniał. Takie wahania nastroju u dojrzałych ludzi to niecodzienna rzecz.

– „Wiesz Radek… praca to moje życie. Napędza mnie do bycia lepszym człowiekiem. A jednocześnie mam jakieś takie wewnętrzne poczucie, że czegoś w nim brakuje. Dlatego tu przyszedłem. Nie umiem sobie tego jakoś w głowie poukładać. Może Ty mi pomożesz?”

– „a co byś powiedział o człowieku, który ma staż prawie 30 lat pracy i znalazł sposób na to by się w niej nie nudzić i zwiedzić wszystkie kontynenty, nawet w czasach, gdy dla większości zwykłych ludzi było to niedostępne?”

Zapadła długa cisza. Robert, patrzył w okno, obserwował przejeżdżające w mroku auta i myślał. Chwilę później lekko się uśmiechnął, widziałem to wyraźnie.  Spojrzał na mnie bystrym wzrokiem i nagle wstał. Zaskoczył mnie tym bardzo, ale było w tym zachowaniu dużo pewności siebie, która jakoś mnie nie zestresowała. Wyciągnął dłoń w moją stronnę, podał mi rękę jakby chciał się juz pożegnać i powiedział:
– „wiesz co Radek? Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to takie proste! Właśnie zrozumiałem, że skupiam się nie na tym co trzeba. I mam już rozwiązanie, którego od tak dawna szukałem, chodząc miesiącami z poczuciem samotności…”

„Wow, szybko poszło” – pomyślałem i uśmiechnąłem się w duchu, bo tak w zasadzie, to nawet nie zaczęliśmy naszej sesji, a ona najwyraźniej miała zaraz się skończyć. Zanim puścił moją dłoń by się pożegnać, zapytałem:
– „Robert ale jak? Powiedz mi chociaż proszę jakie jest to rozwiązanie? Z czym wychodzisz z tego gabinetu?”
– „To banalnie proste. Rozwiązaniem jest moja żona. Całe nasze wspólne życie spędziliśmy razem w pracy, ale rok temu się to zmieniło. I ja, aż wstyd się przyznać, nawet nie wiem czemu. Przeoczyłem to! Muszę z nią o tym porozmawiać, bo nigdy nie poznałem powodu dlaczego przestaliśmy wspólnie podróżować. Jak z nią to omówię, być może wrócę na kolejną serię pytań pomocniczych” – powiedział kierując się już do drzwi i narzucając na siebie stylowy, brązowy letni płaszcz. Był z tych ludzi silnie zdeterminowanych, którzy do działania potrzebują tylko iskry. Później wybuchają serią pomysłów jak dynamit. Promieniał i wydawał się być szczęśliwszy.

Nigdy później nie wrócił już do gabinetu.

„Dobra robota Radek, pomogłeś dziś komuś bez udzielania pomocy” – wychodząc z gabinetu powiedziałem sam do siebie, ale na tyle głośno, że portier najwyraźniej to usłyszał bo zaczął się śmiać. „Panie Władku, rozmowa czyni cuda!” powiedziałem na odchodne, a pan Władek wyraźnie się z tym zgodził, kiwając z aprobatą swoją siwą brodą.

To był dobry dzień.

______________

To jest fabularny blog trenerski, a przytoczone historie mogą zawierać elementy prawdziwe, ale nie muszą.

Ten post ma 3 komentarzy

  1. Agnieszka

    Właśnie myślałam o prezencie dla syna. Voucher… Nie chcę go zaskakiwać jak żona pana Roberta – czyli klienta. I wchodzę dokładnie na tę odsłonę bloga. Ciekawe… Historię czyta się jak zręcznie napisaną fikcję ale wiem, że to prawda. Rozmawiałam z Radkiem. Doświadczyłam, jak wydobywa z człowieka to, co już jest potencjałem i zasobami.

  2. Agnieszka

    Czy powinnam zwrócić się osobiście do Ciebie, Radku? Nie doczytałam, że „przytoczone historie mogą zawierać elementy prawdziwe, ale nie muszą.”. Ćwiczenia TSR otwierają ludzi na innych ludzi i swoje osobiste nadzieje. „Gdybym mogła być mężczyzną w jeden dzień.”… Przyszłabym do Ciebie porozmawiać. 🙂 Pozdrawiam i trzymam kciuki za pomyślność pisania ważnej pracy. AB

    1. Radosław

      Nie musisz być mężczyzną by przyjść do mnie i porozmawiać. Jestem otwarty na wszystkich (choć „marketingowo” zwracam się szczególnie ku mężczyznom) i czekam z postawą niewiedzy 🙂

Dodaj komentarz