– „czy można być wypalonym w wieku dwudziestu pięciu lat?” – zapytał mnie Kuba, świeżo upieczony absolwent akademii muzycznej.
– Można. Ale zanim stwierdzimy, czy jesteś wypalony, może opowiesz mi, czym jest dla Ciebie wypalenie?
Na początku spojrzał się na mnie jakby z niedowierzaniem. Jakby myślał: „co ja tutaj robię? Co to w ogóle za pytanie? Czego nie rozumiesz w słowie „wypalenie?””, ale chwilę później chyba zrozumiał, że określenie punktu wyjściowego ma duże znaczenie do dalszej rozmowy. Pytanie o banały zwykle dziwi klientów, co tylko potwierdza, że często żyjemy w przekonaniu o tym, że wszyscy myślimy tak samo. A późniejsze odpowiedzi utwierdzają nas w fakcie, że każdy jednak postrzega dany problem inaczej. Nie inaczej było w historii Kuby.
To co dla jednego jest zmęczeniem, dla innego jest brakiem motywacji. To co dla jednego jest brakiem motywacji, dla innego jest brakiem godziwej zapłaty. I tak dalej, i tak dalej. Uczyli mnie: „klient jest kosmitą – bądź ciekawy jego świata, jakby żył na innej planecie.” Skrajne, ale trafne stwierdzenie. Teraz mój kosmita miał mi opowiedzieć o swoim wypaleniu zawodowym, które usilnie chciałbym zrozumieć.
– „No więc dla mnie wypaleniem zawodowym jest niechęć do wiolonczeli” odpowiedział beznamiętnie, po czym dodał: „czuję się bezużyteczny jak ta encyklopedia” po czym jego wzrok wylądował na mojej półce z książkami, na której stał Oxfrodzki słownik polsko-angielski.
To co powiedział było tak ciekawe, że aż na chwilę zastygłem w refleksji. Pojawiło się wiele tropów, a każdy z nich mnie ciekawił. Chwyciłem notatnik i zapisałem: „wypalenie, bezużyteczność, encyklopedia?”
– Kuba, opowiesz mi na początku o tym porównaniu? Dlaczego uważasz, że encyklopedia jest bezużyteczna? Co masz na myśli?
– „No wiesz… stworzenie encyklopedii wymagało od ludzi niesamowitego wysiłku, wielu godzin pracy i organizacji. To jak z moim życiem. Całe było podporządkowane pod wiolonczelę.” Zastygł na chwilę, po czym kontynuował: „A teraz czuje się bezużyteczny, jak ta książka. Kiedy ostatni raz ją otworzyłeś?”
Odpowiedziałem szczerze i bez większego zastanowienia: „Szczerze? Nigdy.” Szybko jednak dodałem: „…ale nie uważam, by była bezużyteczna. Cała zawarta tam wiedza, choć to tylko słownik, to coś, z czego korzystamy dziś w Internecie, więc jest użyteczna. Ta książka jest dla mnie dziedzictwem i trzymam ją ze swego rodzaju szacunku między innymi do pracy, jaka została włożona w jej stworzenie”. Po chwili dodałem: „Może z Tobą jest jak z tym słownikiem? Poświęciłeś instrumentowi wiele lat. Po co? Jak dziś możesz tę pracę wykorzystać”? Pytania o sens pracy to te z moich ulubionych.
Mój rozmówca zaczął myśleć. Siedział w ciszy i toczył rozmowę w swojej głowie. Postanowiłem mu nie przeszkadzać i poczekać.
– „Na początku spełniałem ambicję rodziców. Tata też był wiolonczelistą, mama pianistką. Po liceum chciałem to rzucić w cholerę, bo zdałem sobie sprawę, że to nie moja pasja, tylko moich rodziców. No ale… nie umiałem nic innego, więc poszedłem dalej. I dziś jestem magistrem, wiolonczelistą. Dobrym, ale bezużytecznym, bo to nie moje marzenie. Wróciłem do punktu wyjścia.”
– Czyli, parafrazując, czujesz się bezużyteczny i wypalony, bo masz poczucie, że spełniłeś nieswoje marzenie, tak?
– no tak…
– nie pozostaje mi zapytać, jakie są zatem Twoje marzenia?
Znowu zapadła dłuższa cisza. To nie są łatwe pytania, zwłaszcza, gdy Twoja psychika jest w kryzysie. Postanowiłem cierpliwie poczekać i się nie odzywać.
– „Tak w zasadzie to nie wiem. Może wyjazd z kraju?”. Wydusił z siebie po chwili…
Pozostało zapytać o rzecz najbardziej oczywistą: „- a widzisz siebie w przyszłości grającego na wiolonczeli?”.
Jego reakcja była dla mnie nieco zaskakująca, choć starałem się tego nie okazywać:
– „Tak!” Niemal poderwał się na krześle w odpowiedzi.
Tak intuicyjnie rzecz ujmując, coś tu się poważnie nie zgadzało… Robiło się coraz bardziej ciekawie, a ja miałem coraz większe przeczucie, że jesteśmy blisko zawiłego rozwiązania: „ – to w takim razie w czym rzecz, Kuba?”
– „No właśnie sam nie wiem”. Odpowiedział niemal od razu z wyrazem twarzy, jakby był zmęczony sam sobą. „Wiesz, skończyłem właśnie studia i nie mam pracy, ani za bardzo pomysłu na siebie. Chciałbym wyjść już spod klosza rodziców, a nie za bardzo wiem jak.”
To wiele wyjaśnia. W mojej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań, pozostało zastanowić się, które wybrać najpierw. Postanowiłem młodego nieco wziąć pod włos:
– „Kuba, a co do tej pory zrobiłeś w kwestii poszukiwań pracy?”
– No… nic…
– To jesteś wypalony, czy po prostu nie masz na siebie pomysłu i nie wiesz od czego zacząć..?
____
Ta sesja trwała jeszcze dłuższą chwilę. Określiliśmy cele, stworzyliśmy listę rozwiązań i plan działania. Trzy tygodnie później Kuba dostał pracę w jednej z niemieckich orkiestr symfonicznych. Wysłał mi MMS-a i wyglądał na wyraźnie zadowolonego. Dopisał: „Flow wróciło! Gra w orkiestrze była moim marzeniem, o którym dawno temu zapomniałem. Dzięki!”
„Wypalony” i bezużyteczny jak encyklopedia Kuba okazał się być pogubionym, młodym artystą, który nie wziął pod uwagę, że jego umiejętności to tylko pierwszy krok do znalezienia pracy. I że żeby tę pracę znaleźć… trzeba najpierw jej poszukać.
_________________
To jest fabularny blog trenerski, a przytoczone historie mogą zawierać elementy prawdziwe, ale nie muszą.