You are currently viewing Astronauta u terapeuty.

Astronauta u terapeuty.

Gdybym minął go gdzieś w galerii, na pewno zwróciłbym na niego uwagę. Facet wyglądał jak młodszy brat Toma Cruise’a, tego wiecie, pilota z Mavericka. Był bardzo dobrze zbudowany, ubrany luźno, ale elegancko. Fryzura jakby uczesana pięć minut temu u barbera. Mówiąc prostym językiem: zdrowy, elegancki chłop.

Nie wolno mi oczywiście oceniać gości mojego gabinetu. Mają prawo być sobą, takimi jakimi są. Ale jestem tylko człowiekiem i swoich pierwszych intuicji nie pokonam, mogę je co najmniej przemilczeć. Co by nie powiedzieć, mój gość zrobił na mnie duże wrażenie i wzbudził ogromną ciekawość. Było widać, że wkłada ogrom pracy w dbanie o siebie, że jest to dla niego ważne. Że ćwiczy, że pracuje nad sobą. I najprawdopodobniej, że ma świadomość tego, że tak jest postrzegany. Pomyslałem, że jest poważany i ludzie musieli go uwielbiać.

Tak sobie myśląc doprowadziłem się do pytania bardzo dziwnego. Zapytałem sam siebie: czego ten człowiek może u mnie szukać? W czym ja będę mógł mu pomóc? Kto i kogo przyszedł tu pouczać?

To był przebłysk szybki jak uderzenie pioruna. Dopiero wspominając tę chwilę widzę, ile rzeczy zadziało się w mojej głowie w tamtej chwili. Gdyby się nad tym zastanowić głębiej, moje myśli poszły jeszcze dalej…

Co pana do mnie sprowadza? Zapytałem w myślach. I od razu usłyszałem odpowiedź:
– czuję się bardzo samotny.
– Aha, samotny… a co to dla Pana znaczy? Opowie Pan coś o sobie?
– Wie pan, jestem astronautą…

To by wiele wyjaśniało. Siedzi Pan na orbicie tygodniami i czuje się osamotniony. A czy są takie momenty, gdy nie czuje się Pan samotny?
– oczywiście, zawsze gdy rozmawiam z bliskimi.
No tak, to było proste, pomyślałem…
– A z kim Pan rozmawia?
– z żoną, staramy się zdzwonić choć raz na tydzień.
– z żoną… a czy jest ktoś jeszcze z kim mógłby pan porozmawiać aby nie czuć się samotny?

Siedział w milczeniu. Trochę mu współczułem tej jego samotności i szukałem w głowie różnych rozwiązań, na które może udałoby mi się go naprowadzić. W końcu w bazie lotniczej jest na pewno wiele osób, które mogłby z nim częściej rozmawiać. A przecież on wydaje się być tak ciekawym człowiekiem!

Nagle oprzytomniałem. Siedział naprzeciwko mnie ten syn Toma Crouise i milczał, a ja zdałem sobie sprawę, że tkwimy w tym stanie od czasu gdy tylko wszedł do mojego gabinetu. I że to ponoszę za to odpowiedzialność bo… nawet nie wiem kim tak naprawdę jest mój rozmówca. Do tej pory siedziałem tylko w swojej głowie, w swoich wyobrażeniach. Odpłynąłem tak bardzo, że zapomniałem o bożym świecie. Ale wtopa…

– „Zatem… przepraszam… zamyśliłem się…” zacząłem ociężale by jakoś wybrnąć z poczucia winy – „Chciałem powiedzieć na wstępie, że bardzo dobrze pan wygląda, panie..?
– Andrzej. Odpowiedział Andrzej uśmiechając się szeroko na komplement.
– świetnie, Andrzej, czy możemy zwracać się do siebie po imieniu?
– jasne, bardzo proszę.
– zatem Andrzej, opowiedz proszę kim jesteś i z jaką nadzieją przychodzisz do mnie?

– jestem księdzem. Czuję się samotny. Mam kryzys wiary…

______________

To jest fabularny blog trenerski, a przytoczone historie mogą zawierać elementy prawdziwe, ale nie muszą.

Dodaj komentarz