Nie jestem przedstawicielem nurtu konformistycznego – lubię chodzić pod prąd i mówić otwarcie, że nie wszystko jest takie, jak na zdjęciach. I takim właśnie tematem jest na przykład rodzicielstwo.
Do całej listy „rzeczy wspaniałych” można stworzyć listę kontrargumentów i ja dziś trochę właśnie o tym. I żeby nie było – uwielbiam rolę taty. Kocham moje dzieci i żonę i chyba z racji faktu, że w tej materii wszystko się u nas zgadza, mogę pozwolić sobie na taką otwartość. Dlatego pozwólcie, że zwrócę uwagę na pewien niewygodny a jakże istotny fakt, który przewija się w ostatnich rozmowach z innymi ojcami. Chodzi o troskę, której każdy z nas bardzo potrzebuje, a której deficyt prowadzi do wielu niepowodzeń i nieporozumień. Deficyt, który nie jest zamierzony ani celowy. Jest naturalną koleją rzeczy każdego przeciętnego związku.
Ze społecznego punktu widzenia facet to taka prosta kreatura, która opiekuje się rodziną poprzez zarabianie pieniędzy. Ci bardziej postępowi mają trochę sił na dzieci i ogarnięcie wszystkiego dookoła domu. Gdyby to było takie proste…
Nie znam gościa, który by nie przeżywał w środku wewnętrznych rozterek, który nie czułby się czasem przytłoczony, a czasem kompletnie przybity ilością obowiązków i własna nieporadnością. Przepełniony niedosytem, wątpliwościami i niepewnością. Rzadko wciąż pisze się otwarcie o emocjach, a ja wręcz mam wrażenie, że faceci dużo gorzej radzą sobie z nimi niż kobiety – bo te, mają „naturalne przyzwolenie” na ich przeżywanie. (to tylko kolejne myślenie „skryptowe”)
Z racji faktu, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do emocjonalnej otwartości, zwykle skrywamy ją wewnątrz i rzadko o niej rozmawiamy. Nierzadko dosłownie dusimy w sobie i dźwigamy ciężar, pogłębiając swoje problemy osiągając stan depresji. Najczęstszy sposób radzenia sobie z „niekorzystnymi myślami” to ich zapijanie, zapracowanie, zajeżdżanie czy zabieganie. Sport w tym przypadku to dobry lek uśmierzający stosowany niejako bez postawienia właściwej diagnozy.
Przeciętny mężczyzna często czuje się osamotniony. Musi (albo jeszcze częściej – niepotrzebnie chce) podejmować wiele życiowych decyzji co jeszcze bardziej zwiększa to poczucie. Do tego, jeśli w związku są dzieci, kradną one codzienną czułość i opiekuńczość żon, które przelewają jej resztki wraz z pozostałą energią właśnie na nie.
Stąd tytuł posta. Dzieci nie są niczemu winne. Innymi słowy, zmęczenie rodzicielstwem usypia naszą czujność na bliskość, szczerość i intymność. Na bycie tu i teraz tylko dla siebie – dla powodów dla których byliśmy kiedyś, bez nich.
Tak mi się wydaje.
To poważny zarzut, ale biorę go na siebie bo to subiektywny blog.
Na obronę zadam Wam pytanie – jak często otwarcie rozmawiacie o tłumiących się w Was emocjach? I co z tą wiedzą robicie?
Właśnie idę w stronę swojej Przystani. Mąż pewnie śpi przemęczony po nocnym dyżurze w pracy i wielogodzinnym wędzeniu wędliny w deszczową sobotę. Gdy wejdę pod kołdrę poczuję błogość, ciepło i feromony. Plecy, do których tak lubię przylgnąć… Dziś nie porozmawiamy… Ale jutro…?