You are currently viewing A gdyby tak… napisać książkę?

A gdyby tak… napisać książkę?

Mam swego rodzaju poczucie niedosytu, gdy myślę sobie o swojej sportowej karierze. Dużo się działo – to mało powiedziane – ale wciąż brakuje mi kropki nad przysłowiowym „i”.

Mam takie przeświadczenie, choć być może za chwile ktoś wyprowadzi mnie z błędu, że wcześniejszy Przepis na trening (nazwa tego bloga przed zmianą na Work-life-sport balance) wniósł wiele pozytywnej wartości w świat jego czytelnika. Zawsze byłem z Wami szczery i starałem się dzielić spostrzeżeniami nawet wtedy, gdy nie były one wygodne do wyrażenia. Ta intymność w relacji z odbiorcami była i jest dla mnie wartością trenerską, jaką wnosiłem i wciąż wnoszę w sportową sferę Internetową.

Jednocześnie jako trener, ale przede wszystkim zawodnik zderzałem się wielokrotnie ze „ścianą” ograniczeń i wielkich niewiadomych. Blog determinował mnie do działania, chcąc wytyczać nowy kierunek i pokazywać niejako skrót dla Was, moich odbiorców. Jak pozyskać sponsora, jak jeść, jak trenować, gdzie szukać motywacji, jak wybierać starty, jak znaleźć czas – to wszystko, co zawsze mogliście tu znaleźć „okraszone Radkową rzeczywistością” jak to napisał jeden z czytalników.
Bardzo żałuję, że Facebook zrezygnował z zakładki „notatki”, w której zawsze publikowałem swoje artykuły. Niebawem wrzucę je z powrotem na bloga na mojej stronie www bo były dla mnie kluczem relacji z Wami.

I tak, na kanwie tych przemyśleń i z ogromnym głodem do pisania, pewnego sierpniowego dnia, pomyślałem: „to chyba dobry moment by spiąć to jakoś do sensownej k*py”. I… postanowiłem napisać książkę. Zawsze wydawało mi się to procesem tak wyjątkowym, tak żmudnym i trudnym, że wyobrażenie o sobie: „Radosław Kozal – autor książki” wydawało się abstraktem co najmniej nierzeczywistym. Ale ponieważ zabrzmiało to jak dobry plan i dalekosiężny cel, pomyślałem: „zróbmy to!”. Usiadłem do komputera i zacząłem pisać.

Pisałem, pisałem, pisałem… kawa za kawą, przerwa po przerwie, dzień za dniem. Aż pewnego dnia doszedłem do wniosku, że to kompletnie bez sensu, że nic się nie klei. Do dupy z taką robotą! Przeczytałem to co napisałem i uznałem, że owszem – nada się – ale na śmietnik. Klawisz „delete” i po robocie. Pozostał mały niesmak, a może raczej niedosyt. Co ze mnie za trener, co coś zaczyna a nie kończy? Jaki daję przykład? Co to ma w ogóle być? Weź się gościu do roboty – pomyślałem w ocenzuorwanym skrócie i usiadłem ponownie, tym razem nad ogromnym arkuszem papieru. Włączyłem playlistę „Beats to think to” na Spotify, zaciągnąłem się aromatem kawy i zacząłem tworzyć mapę myśli.

Dla kogo piszę? – pomyślałem.

„Dla tych, którzy szukają zrównoważonego i świadomego podejścia do sportu. Dla początkujących poszukujących motywacji i wiedzy jak zacząć by czerpać ze sportu radość, zdrowie i satysfakcję. Dla zaangażowanych trenujących, by pomóc uniknąć rozczarowań i znaleźć odpowiedni balans pomiędzy obowiązkami życiowymi, pracą zawodową i sportem.”

To był dobry trop. Chwilę później, wracając myślami do początków swojej zawodniczo-trenerskiej przygody, zacząłem wypisywać wszystko to, co wydawało mi się ważne do zawarcia w ogólnym spojrzeniu na sport wytrzymałościowy – niezależnie czy czytałby to kolarz, triathlonista, biegacz czy choćby rekreacyjny amator sportów wszelakich. Cel był jeden – książka ma być użyteczna, ma nie być szablonowa, ma opierać się o teorię, ale kłaść nacisk na praktyczne podejście. Postanowiłem podzielić się dyskusją mojego wewnętrznego głosu pomiędzy tym co ważne, a tym co warte. Nie naciskać na jedno rozwiązanie, ale pokazywać szerszą perspektywę. Zachęcać do dbania o zdrowie, ale wskazywać na znaczenie fantazji. Stąd tytuł: „Zasada zdrowia-umiaru i fantazji”

Pisanie zajęło mi kilkaset godzin. Wychodziłem z domu w porze obiadowej i zdarzało mi się wracać przed północą. Wpadłem w totalne work-flow. Czas stracił na znaczeniu. Muszę przyznać – to było za#biste doświadczenie i obudziło apetyt na dużo więcej.

Co znajdzie się w mojej książce?
Po dość długim wstępie budującym kontekst znajdziecie:
____________
ROZDZIAŁ I
Merytoryczne podstawy by zacząć. O zdrowiu, umiarze i fantazji.

Zdrowie psychofizyczne
Nieoczywista nauka płynąca ze sportu.
Sprawność ogólna.
Motywacja, cele i determinacja.
Wypracowanie własnej podstawy motywacyjnej.
Poziom zaawansowania amatorów.
Weryfikacja możliwości i ograniczeń.
Rejestrowanie aktywności. Czy to zawsze dobry pomysł?
Ile treningu to dużo?
Ubiór i akcesoriaIndoor, czy outdoor?
Klub fitness – dla kogo?

Część I – podstawy merytoryczne by zacząć

Zdrowie psychofizyczne
Nieoczywista nauka płynąca ze sportu.
Sprawność ogólna
Motywacja, cele i determinacja
Wypracowanie solidnej podstawy motywacyjnej
Poziom zaawansowaniaWeryfikacja możliwości i ograniczeń
Rejestrowanie aktywności. Czy to zawsze dobry pomysł?
Ile treningu to dużo?
Ubiór i akcesoria
Indoor, czy outdoor?
Klub fitness.
Muzyka.
Sen, drzemka, medytacja.
Sparingpartner.

Kilka moich zasad na podsumowanie.


Część II – Fundamenty sportu, czyli fizjologia w pigułce

Strefy wysiłkowe, czyli poziomy zmęczenia
Indywidualne talenty organizmu
Zapotrzebowanie energetyczne, odżywianie i suplementacja
Rolowanie, rozciąganie, masaż i fizjoterapia
Oddech.
Podsumowując – czy sport to zawsze zdrowie?

Część III – Przepis na trening

Rozgrzewka, część główna, schłodzenie.
Planowanie treningów i podstawowa struktura
Zestawy ćwiczeń w podziale na poziom zaawansowania dla kolarzy i biegaczy
„Jeśli coś jest dla każdego, to jest dla nikogo” – kiedy niezbędna staje się pomoc trenera
Testy i badania. Know-how każdego amatora.
____________

Jesteśmy z moim copywriterem na etapie postprodukcji i plan ten może ulec minimalnym kokrektom. Wstępnie książka zawiera 26 000 słów, czyli około 120-150 stron. Będzie dostępna tylko (póki co!) w formie elektronicznej bo koszty wydawnicze nieco mnie przerosły. Myślę, że aby przeczytać ją bez pośpiechu koniecznych będzie zarezerwowanie sobie 5-8h w co najmniej 3-4 turach. Jako termin publikacji zaplanowaliśmy sobie 5.12.2021 i do tego czasu będzie można zamówić ją za połowę ceny. Ponieważ książka ta to w dużej mierze moje życiowe know-how, postanowiłem sobie mocno, że poza preorderem taniej sprzedawać jej nie będę. Także drodzy Poznaniacy, wiecie co robić…

Dzielenie się tą historią przed postem premierowym to z jednej strony marketingowy strzał w kolano (nie będzie takiego efektu WOW!), ale pomyślałem sobie, że taka zapowiedź jest chyba najbardziej w moim stylu. Nie chciałbym wyskakiwać jak Filip z Konopii i budzić w Was poczucia obrzydzenia na myśl, że coś próbuję Wam wcisnąć za parę marnych złotych. Także z góry Was przepraszam, drodzy czytelnicy, że będziecie musieli być świadkiem tej w pewnym sensie machiny marketingowej, która niebawem nastąpi na mojej stronie. To taki epizod, po którym wszystko wróci do normy. Jednocześnie zapewniam Was, że książka, którą napisałem wnosi świeżość w postrzeganiu sportu, jest praktycznym poradnikiem oraz ostoją zdrowego rozsądku, w całym tym codziennym pędzie.

Sport to najlepsze legalne lekarstwo, ale jak każda substancja, w nadmiarze może zaszkodzić.

RK

Dodaj komentarz